Tym razem naszym tematem wiodącym wycieczki do Niderlandów była światowa wystawa ogrodnicza Floriada 2022 i takim tytułem przewodnim była nasza autokarowa eskapada szkółkarskiej wspólnoty branżowej. Grupa ta przed wyjazdem personalnie nie do końca mi znana, okazała się bardzo interesującą, o dużym pojęciu zawodowym i jeszcze większym doświadczeniu. Pomimo, że wiedzą mogliby dzielić się, wręcz uczyć młodszych, ciągle im mało i ciągnie ich do ogrodów, arboretów i na wystawę, bo tam jest źródło, bo jest coś nowego, inaczej podanego, z innej strony, w innej kulturze, w innym klimacie… A kto na bieżąco, poszerza swe pomysły, jest pod wpływem inspirującego działania światowej czołówki branżowej.
Podróż nasza miała swoje przystanki, a jako pierwszy był dobrze mi znany Ogród Botaniczny Dahlem w Berlinie, gdzie ze względu na odległość miałem okazję bywać już kilkukrotnie i dobrze wspominam. Szczególnie zapamiętałem to miejsce jako atrakcyjne dendrologicznie. Tym razem, jednak obiekt ten wypadł jakoś blado. Remonty dróg wewnętrznych, zamknięte kwatery, słaba pielęgnacja, czy brak nowych nasadzeń, termin kwitnienia nie teraz, też miał swe znaczenie. Do okazałych szklarni nie zachodziłem, bo byłem, znam, ale myślę że stanowiły tym razem większą atrakcję. Zakładam, że po remontach ogród berliński odzyska swój blask, pięknem chusteczek (Davidia involucrata) oszołomi niejeden wyrywny umysł przyrodniczy, nauczy i twórczy niepokój wywoła. Oby tylko tej modzie na dzikość za bardzo nie uległ, bo pewne obrazki można było tam dojrzeć. Ogród to nie swawola, ogród to piękno, kultury w wersji ogrodniczej nauczenie, to coś większego niż tylko dzikość.
Po takich przemyśleniach, ochoczo zajmując siedziska ruszyliśmy na zachód do Hanoweru, gdzie na hotelowy przystanek w drodze się zatrzymaliśmy. Oczywiście, że przy kolacyjnym posiłku rozmowy nasze toczyły się wartkim potokiem; z zaspokojeniem informacji ku większej wiedzy.
Następnym ważnym naszym punktem zwiedzania była szkółka Jeddeloh, firma znana i uznana, uważana za jedną z większych w Europie, tzw. wiodąca i w swym rozmachu przodująca w Niemczech. Potwierdzam, że przymiotniki te są uzasadnione, a jakość produkowanych krzewów na to wskazuje. To bardzo pouczające spotkanie prowadził dla nas sympatyczny młody człowiek, który na rzeczy się znał, z zaangażowaniem nas oprowadził i „kuchnię” szkółkarską pokazał. Poza produkcyjnymi kwaterami, imponującą halą spedycyjną i dużym rozmachem firmy Jeddeloh, gospodarz zaprosił nas do zwiedzania ogrodów pokazowych szkółki, bardzo dobrze utrzymanych, wypielęgnowanych, krzewów opisanych i wysoką kulturę pokazujących. Małym minusem ogrodów dla mnie były niektóre krzewy dość intensywnie cięte, czego nie jestem zwolennikiem. Bynajmniej jakość tej firmy można naśladować, oczywiście biorąc poprawkę na nasz bardziej zimny klimat. Piękny też dom tam obejrzeć można było w tradycyjnej, lokalnej technologii i architekturze wykonany. Spotkanie odbyło się w miłej atmosferze i wspólnym pamiątkowym zdjęciem zakończone. Kolejną firmą była mała szkółka młodych krzewów do dalszej produkcji prowadzonej przez Ewę Artjen. Szkółka ta ma bardzo wąską specjalizację polegającą na ukorzenianiu i szczepieniu młodzieży dla innych firm, w tym dla Jeddeloh. Duża część tej produkcji odbywa się na zamówienie. To bardzo ułatwia planowanie, pozwala na racjonalne gospodarowanie zasobami.
Dzień ten nazwałbym białym, za sprawą odwiedzin w Park den Garten w Bad Zwischenahn. Kolor ten w pamięci zostanie - tej w głowie i tej na karcie aparatu. Oj, zakręciło kwiatem, powaliło pięknem na kolana i omotało. Kwiaty, to trochę dziwne, bo botanicznie nie te właściwe, ale tylko białe podsadki, taka tablica reklamowa dla zapylaczy. Kolekcja derenia kousa (Cornus kousa) imponująca, w dużych okazach i pełni kwitnienia. Dobra to lekcja botaniki i sztuki ogrodniczej dla wymagających. Cały park ogrodów to pokazowe przykłady do naśladowania, swego rodzaju wzorcownia.
Piękne miejsce warte obejrzenia nie tylko dla znawców i pasjonatów. Moja radość była tym większa, gdyż miałem okazję już zwiedzać ten ogrodniczy przybytek, z iście niemiecką solidnością, dokładnością, ale jesienią, a był to wówczas zupełnie inny ogród, a tamten dzień nazwany wówczas pomarańczowym. Trochę żal było opuszczać, ale program nas kierował na zachód do Niderlandów.
Swoją drogą Koleżanki i Koledzy szkółkarze okazali się jak zwykle bardzo punktualni, a dyscyplinę i łączność z rzeczywistością mogą w swoich życiorysach zapisywać. Dla mnie to żadne zaskoczenie, bo już w kilku branżowych wyjazdach uczestniczyłem i zawsze porządnie było. Tak każdy lubi i sobie ceni, nie tylko w poznańskim.
Kolejny dzień już na płaskiej, polderowo – wodnistej ziemi morzu wydartej rozpoczęliśmy od zapoznania się z działaniem, sposobem ekspozycji, dystrybucji największego punktu sprzedaży w Europie materiału szkółkarskiego Twenthe Plant w Hengelo. Organizacja tego miejsca, jak to u pracowitych, pragmatycznych Holendrów na pewno wzorowa. Po krótkiej wizycie ruszyliśmy dalej do Appeldorn, tym razem do ogrodów barokowych Het Loo przy imponującym pałacu. To zupełnie inny styl ogrodniczy, całkowicie regularny i uporządkowany, to swego rodzaju spotkanie z wyższą sztuką, której nie jestem znawcą, której nie rozumiem, ale podziwiam za kunszt wykonania, pielęgnacji, dbałości o detal, pracę ogrodników. Miałem duże szczęście, gdyż pani Małgorzata, nasza przewodnik, a wręcz można by powiedzieć dobry opiekun objaśniła mi symbolikę alegorii poszczególnych rzeźb postaci mitologii. Słuchałem z zainteresowaniem, ale i z zażenowaniem, że tak mało wiem. Obiekt to wyjątkowy i chętnie odwiedzany przez turystów, choć w tym dniu nie można było mówić o tłoku. To moja już tu trzecia wizyta, tym razem nie zwiedzaliśmy wnętrz pałacowych, a zapewniam jest co podziwiać.
Wszyscy punktualnie zgłaszając się o umówionej godzinie wyruszyliśmy na ostatni punkt dzisiejszego dnia w odkrywaniu niderlandzkiej sztuki biznesowo - ogrodniczej, jakim są znane ogrody pokazowe De Tuinen van Appeltern. Na powierzchni 23 hektarów wykonano 200 ogrodów pokazowych, wszystkie dobrze utrzymane, w rozmaitych filozofiach ogrodniczych, stylach i z wielkim bogactwem roślin. Jak dobrze, że to początek czerwca, w kwitnieniu i soczystej zieleni, bo dawniej byłem tu jesienią, a to zupełnie inne barwy, piękne z przebarwień. Tym sposobem spełniłem swoją ciekawość botaniczną całościowo – w pełnej palecie pór roku.
Początek czerwca to długie dni, tym bardziej tysiąc kilometrów na zachód słońce operuje około godziny dłużej, dlatego miałem wrażenie, że noc nie występuje, sen rozpoczynał się w pełnym świetle dnia, pobudka w pełnym brzasku, istne białe noce
w Amsterdamie. Hotel w który spędziliśmy trzy białe noce znajdował się w jakiejś dzielnicy przemysłowo – usługowej Amsterdamu, co nie sprzyjało wieczornym spacerom.
Tematem przewodnim naszej wycieczki szkółkarsko - szkoleniowej była światowa wystawa ogrodnicza Floriada. Odbywa się ona raz na dziesięć lat w różnych lokalizacjach Niderlandów. Kraj to na pewno wiodący w zielonej gospodarce, rolniczy potentat i awangarda ogrodnictwa światowego. Kilka godzin zwiedzania tej dużej powierzchni wystawienniczej na zewnętrznych przestrzeniach były urozmaicone różnoraką roślinnością. Wiele drzew było posadzone już w roku 2019 z założeniem późniejszego, powystawowego dokomponowania budynków do istniejących drzew i krzewów! Myślenie to i idea jakże wartościowa, godna naśladownictwa – domy i budownictwo dopasowujemy do drzew, a nie odwrotnie.
Moją uwagę i zainteresowania wzbudziły duże okazy buków zwyczajnych (Fagus sylvatica), w odmianach, które jeszcze do nas nie dotarły lub nie zawitały w handlu. Imponująca była też zielona, żywa elewacja głównego widokowo budynku Floriady. Wszędzie dominowały rabaty bylinowe. Grupa roślin o nieograniczonych możliwościach, a bogactwo taksonów spełni najbardziej odjechane pomysły i wyobraźnie projektantów. Podzielam te zachwyty, jednak dorzucę trochę swojej prozaiki dnia powszedniego. Byliny wymagają sporych nakładów pielęgnacyjnych, gdy zależy nam na super wyglądzie. Wiosenne oczyszczanie, wycinanie suchych części to obowiązek nie do ominięcia. Co innego w ogrodach naturalistycznych. Ludzie, jednak, jak ich słucham, to chcieli by mieć ciastko i zjeść ciastko. Zakładają sobie różowe okulary i nie chcą poza nie wyjrzeć.
Każda podróż to pouczająca lekcja, ale czy Floriada wywołała u mnie zachwyt, błysk oka i inspirację? Może zbyt długo już w tym lesie: żyję, pracuję, odpoczywam, kocham ten anturaż. Zbyt uporządkowane ogrodnictwo, wygłaskane i równe, przewidywalne, zdyscyplinowane w urodzie, to trochę jak przesłodzone ciasteczko. Miasto wydarte morzu, miasto kanałów, a głównie miasto rowerów Amsterdam zwiedzałem już w przeszłości, tym razem Pani Małgorzata pokazała nam je na krótkim spacerze i w ciekawej opowieści.
Poznaliśmy dość pobieżnie niektóre ważniejsze zabytki, okazałe kamienice, niezwykle malownicze kanały, niegdyś, a i teraz ważne arterie komunikacyjne dla transportu towarów. Dla mnie z wiadomych względów imponujący był ruch pasażerski. Śmigający rowerzyści, cały przekrój pokoleniowy, cały przekrój zawodowy, wszyscy poruszają się tam na rowerach bez względu na to, czy to pracownik hurtowni, urzędnik, komputerowy specjalista, uczeń, profesor, czy ekspedientka. Wszyscy pędzą i czują się tam podmiotem, najważniejszym uczestnikiem, głównym graczem amsterdamskiej ulicy. Po raz pierwszy widziałem korki rowerowe. Nigdy nie zaglądałem do dzielnicy czerwonych latarni, o znanej reputacji. Tym razem była taka okazja, a pani przewodnik wyraziła swoje poparcie, a prawie że zachwyt cudownym holenderskim wyluzowaniem. Nie powiem,
że dla zwykłego rolnika z Bąblina nie było to ciekawe, odmienne zjawisko, nawet warte obejrzenia, aby mieć własne zdanie. Jednak już po kilku chwilach ciekawość zamieniała się w odczucie wulgarności zjawiska i obscenę. Szanując każdego wybory nie podzielam zachwytów pani przewodnik dla cór Koryntu, a twierdzenie, że nie mają utrzymania i pracy w Niderlandach, wręcz rozbawiło mnie. W naszym kraju istnieje zjawisko w formie ukrytej, podziemnej. Hipokryzja to też nie dobrze, ale jednak wybieram z tych dwóch naszą obyczajowość. Bynajmniej nie mam zamiaru poprawiać, czy zmieniać holenderskiego luzu. Naród ten podziwiam, szanuje za pracowitość, gospodarność, umiejętność podporządkowania sobie ziemi do swoich potrzeb, szacunek dla przyrody w ogrodnictwie wyrażoną, bo tej naturalnej już prawie nie mają.
Wycieczka nasza zagościła też do jednego z starszych ogrodów, jakim jest Arboretum Trompenburg w Rotterdamie. Przy mojej czwartej tu wizycie nazwałbym się stałym bywalcem. Czy warto tu po raz czwarty przyjeżdżać? Zdecydowanie tak, to kolejna interesująca lekcja dendrologii, botaniki. Znam tu już prawie każdą ścieżkę. Swoje pierwsze kroki skierowałem do mojego ulubionego drzewa jakim jest głęboko ukryty na tyłach arboretum klon cukrowy ‘Temple’s Upright’ (Acer saccharum). Oparłem się o niego, spojrzałem w górę, poczułem, że ma się dobrze, to widać po kondycji i wzroście. Będę jeszcze często o nim myślał i widział go wspomnieniem. To moje ulubione drzewo w Rotterdamie. Zarząd ogrodu wydzielił pewną cześć na swobodne, bezobsługowe, na dziko prowadzone arboretum jako eksperyment. No i rzeczywiście ogród zamienił się w dzikie zarośla, gdzie walka o byt i osobnicze przetrwanie w gąszczu zastąpione zostało przez ogrodnicze prowadzenie, bez żadnej ingerencji człowieka. Uważam, że ogród, arboretum, botaniczna kolekcja to nie dziki las, gdzie walka o byt decyduje o składzie gatunkowym. To dość niepokojący trend dla przyszłości i piękna jakie daje nam uprawianie roślin ozdobnych, kolekcjonowanie krzewów, czy bylin. Mam nadzieję, że moda ta przepadnie jak moda na skóry lisów z oczkami zdobiące kołnierze płaszczy dam.
Po raz pierwszy miałem okazję w doskonałym towarzystwie zwiedzić jedną ze stolic Niderlandów jaką jest administracyjna Haga. Naszym głównym celem było zwiedzenie słynnego muzeum Mauritshuis, gdzie można poznać, zachwycić się wielka sztuką malarstwa holenderskiego. To miejsce wyjątkowe ze względu na zgromadzone i wystawione dla publiczności wielkie dzieła holenderskiej sztuki: Rembrandta (Lekcja anatomii doktora Tulpa, Starzec Symeon i Dzieciątko Jezus w świątyni, Zuzanna i starcy, Homer) Johannesa Vermeera (Toaleta Diany, Dziewczyna z perłą, Widok Delft), Jana Steena (Jedząca ostrygi) Fransa Halsa (Roześmiany chłopiec), Antoona van Dycka. Przyglądając się tym obrazom malowanym w XVII wieku można poznać tamtejsze krajobrazy, obyczaje, życie codzienne, można poznać historię. Uwielbiam taką sztukę, cieszę się, że mogłem zwiedzić Mauritshuis z jego „Lekcją anatomii..”, czy „Damą z perłą”. Dotarliśmy na północ, dalej już tylko zamorskie dzielnice Królestwa Niderlandów, ale tam może innym razem.